5
Mastodon coraz mniej interesujący. Widać pierwsze spadki w liczbie użytkowników
(cyberdefence24.pl)
Wolny (jak w rewolucji) internet to podstawa współczesnej organizacji ruchów społecznych. Nie możemy pozwolić, żeby kontrola nad tym co i komu mówimy spoczywała w rękach korporacji.
Ta społeczność ma na celu dyskutowanie jasnych i ciemnych stron internetowej wolności. Tak alternatyw, jak i wyciągających się za nami korporacyjnych.
Z zakresu informatyki warto zajrzeć też do społeczności;
Polecamy uwadze też przydatny spis praktycznych Szmerowych techno-porad.
co jest ze stroną techspresso.cafe nie tak?
Co do reszty: odpowiem za siebie. Pochodzą z tzw. "środowisk wolnościowych", tylko takich sprzed 20 lat, kiedy na wspomnienie takiego zjawiska jak "prawak-wolnościowiec" reagowało się jak na wspomnienie o reptilianach i wybuchało gorzkim śmiechem. Ot, określenie dla naprawdę szeroko pojętej wolnościowej lewicy. Interesowałam się informatyką, ale nigdy nie określałam się jako ktoś ze środowiska OS, bo do tego jednak są potrzebne kwalifikacje. Z MS Office na uczelni też nie walczyłam bo prozaicznie nie czułam się na siłach (i ani to, ani wiele innych potrzebnych rzeczy nie były moimi priorytetami - prozaicznie nawet jak nie masz dzieci to doba nie jest z gumy). Mimo to prowadziłam warsztaty z aktywistycznego bhp (to, że naście lat później totalnie spierdoliłam i się do tego nie zastosowałam, to osobna kwestia), z podstaw bezpiecznego korzystania z internetu, z linuxa. Nie tylko byłam w tych alternatywach, ale też współtworzyłam je. Byłam jedną z 3 osób, które były w indymediach do końca, a nawet, gdy projekt padł, kombinowałam (biję się w pierś, że nieudolnie, ale nie jestem kurwa programistką i informatyczką, żeby sobie z tym poradzić), czy i jakie są szanse ich przywrócenia w tej czy innej formie. Ściągałam ludzi na riseupa i diasporę. W czasach, gdy fb był już popularny, byłam w kilkunastu grupach na riseupie, a gdy ktoś mnie się pytał o platformę dla dowolnej społeczności, która wpisywała się w profil działalności społecznej - zawsze polecałam riseupowe cb. Później, już w czasach fb, gdy algorytmy banowały ludzi czy grupy za lewicowe (ateistyczne, feministyczne itp.) teksty także sugerowałam (tyle, że wtedy już nieskutecznie) by przenieść się na coś innego. Więc nie pierdol mi, jak to (ja, dziennikarze, przedstawiciele różnych innych grup obecnych w korporacyjnych socialmediach - whatever) "nie chciałam zmierzyć się z pytaniem czy w ogóle należy w tych bigtechowych bańkach tkwić i np pokazać/przetestować jakie sa dla nich szersze/kompleksowe alternatywy". Nie wiem, ile masz lat, ale możliwe, że "testowałam" (wolę określenie "współtworzyłam") te alternatywy dłużej, niż Ty. I owszem, w pewnych aspektach się sprawdzają, w innych nie.
Odnośnie zasięgów - dla jednych nie będą ważne, dla innych tak, pozostaje kwestia grupy docelowej (vide dla kogoś ważniejszy będzie kontakt z 3 z członkami rodziny/przyjaciół na fb niż 100 obcych obserwujących w fedi). Nawet wspomniany przez ciebie Internet Czas Działać mia z tego co pamiętam akcję "publikuj u siebie, udostępniaj wszędzie", a nie "nie tkwij w korpobańkach". Przy czym "u siebie" dla wielu będzie ich stroną na fb. Co więcej - fedi ze swoim "brak cytowania postów, brak możliwości by posty z dużą ilością reakcji wyświetlały się najpierw" jest dla osób publicznych zwyczajnie niepraktyczne, bo czasem nie mają mocy przerobowej, by odpowiadać na każdy komentarz. Osoby publiczne - z polityki, dziennikarstwa, NGOsów, biznesu - siłą rzeczy będą chciały mieć większe zasięgi i to jest jak najbardziej ok. Nie wyprowadzisz ludzi na ulicę pisząc post na szmerze, którego nikt z twojego miasta nie czyta. Ale postem na fb, nawet, jeśli administracja grupy zostanie finalnie przejęta przez służby - już tak. Pomijając już truizm, że ograniczanie się do jojczenia w mastodonie na złą resztę świata nierozumiejącą fediwersum może wprawdzie poprawić samopoczucie i dać psychologicznie poczucie bezpieczeństwa, ale realnych zmian w zachowaniu społeczeństwa nie przynosi. W tym kontekście Musk ze swoim przejęciem twittera zrobił fediversum przysługę.
"nie można czegoś z przekonaniem i wiarygodnie kontestować będąc jednocześnie od tego uzależnionym. " - a to już postrzeganie typowe dla ludzi w spektrum, ale u większości pozostałych to tak nie działa (ew. działa tylko w odniesieniu do ich bańki). Rzadko kiedy są zerojedynkowi, jest u nich masa stanów pośrednich. Dlatego masz ludzi, którzy ograniczają spożycie mięsa, ale nie są wegetarianami, którzy są ateistami - ale na chrzest siostrzeńca do kościoła pójdą, którzy popierają ekologię - ale nieraz korzystają też z jednorazówek itp. A w przypadku bigtechów jest to jeszcze bardziej uzasadnione, bo bez ich pośrednictwa trudno dotrzeć do ludzi. Mam porównanie, jak działały grupy na riseupie i na facebooku, w tym samym czasie. Te na riseupie były fajniejsze - ale to te facebookowe ściągały na dane wydarzenie więcej ludzi, a więcej ludzi to większa świadomość problemu i większa moc przerobowa. Było spotkanie w sprawie powołania kooperatywy spożywczej, dyskusja: fb vs coś innego, niby przekonaliśmy ludzi do czegoś innego, ktoś sklikał forum - i na tym forum byliśmy chyba w 2 czy 3 osoby. Reszta po prostu olała i założyła sobie grupę na fb wychodząc z założenia, że jak ktoś nie uznaje fb, to już jego problem.
To jak z telefonem komórkowym. Nie jest obowiązkowy, nie umrzesz, jak nie będziesz go posiadać. Ale wykluczysz się społecznie. Co nie oznacza, że każdy użytkownik komórki popiera niewolnictwo w kopalniach kobaltu czy wyzysk dzieci w azjatyckich fabrykach. Mimo, że przez swoje wybory konsumenckie się do nich przyczynia. Po prostu żyjemy w zglobalizowanym świecie z jego zależnościami i kalkulujemy.
Nie wiem czemu tak wzięłaś do siebie to co napisałem. Zwłaszcza, jeśli jak piszesz, od lat starasz się robić dobrą robotę. Skoro próbujesz rozkładać na czynniki pierwsze moją tezę o wiarygodnym kontestowaniu to można ją zamienić na równoważną: Nie można niczego zmienić (w sensie oczekiwać, że zmiana się dokona) nie biorąc współodpowiedzialności za zmianę. I nie ponosząc jej ewentualnych kosztów.
Tu dochodzimy do problemu związanego ze zmianami technologicznymi. Że ich konsekwencje nie są ani takie oczywiste ani tak proste do wyjaśnienia ludziom jak dajmy na to kwestie zmian klimatu, spożycia mięsa, używania plastiku czy oddawania dzieci w łapy kościoła. Dlatego big-techom dość łatwo generować narrację, że ich istnienie i model biznesowy są dobre dla ludzi. Również blokować/wyciszać inne narracje bo to one kontrolują kanały komunikacji. Są w tym zakresie sędziami we własnej sprawie.
Z tych samych powodów łatwo na obrzeżach big-techów funkcjonować ludziom, którzy żywią się opisywaniem ich problemów ale nie proponują żadnych skutecznych rozwiązań wewnątrz ani alternatyw na zewnątrz. A tym bardziej tych alternatyw sami nie używają.
Żeby się trzymać tematu to odpowiem na twoje pytanie "co jest ze stroną techspresso.cafe nie tak?". No więc dla mnie jest idealnym przykładem jak można fajnie funkcjonować na obrzeżu big-techów piszać o nich krytycznie ale tylko tak trochę, żeby ani im ani sobie nie zaszkodzić. W pełni przy tym korzystając z ich mechanizmów uzależniania.
Strona, która ma w menu "prywatność i bezpieczeństwo" a pod spodem kilkanaście śledzących korpo-skryptów i politykę prywatności która jest pusty szablonem w stylu "lorem ipsum..."
Strona, która wprawdzie zawiera kilka tekstów o nie-korporacyjnych miejsach w internecie ale ani nie ma na to osobnego miejsca w menu (czyli nie da się znaleźć na stronie) ani też strona nie ma swojego profilu w niekorporacyjnych miejscach społecznościowych. Niby spełnia kryterium "publikuj u siebie, udostępniaj wszędzie", ale to "wszędzie" to są zamknięte ogródki korpo-mediów. No tak.. jest jeszcze RSS, żeby sobie sledzić co tam jest publikowane ale to nie daje żadnej opcji na interakcję czy feedback dla autorki. W każdym razie nic na tej stronie, żadne treści, linki, sugestie nie zagrażają status quo internetowych korporacji.
Dla porównania inna strona, która choć nie odcina się od korpo-mediów to jasno określa priorytety i informuje gdzie lepiej klikać: https://framasoft.org/en/
To którą z nich (czy raczej który styl) wybierasz ?
Ok, z jednej strony częściowo rozumiem Twoje podejście - jeśli otwarte oprogramowanie to twoja główna bańka, to pewnie patrzysz na ludzi krytykujących korpomedia, ale jednocześnie używających fb podobnie jak ja na ateistów chrzczących dzieci. Wiem, że mają swoje motywacje, ale do mnie one nie przemawiają i nieraz mnie krew zalewa.
Ale generalnie - wszyscy jesteśmy ludźmi, z ograniczonymi możliwościami. I fizycznymi, i psychicznymi, i ogólnie mocy przerobowej. Wyżej było coś o podcastach - słucham często, ale też w korpomediach, nie wiem, jak to niekorporacyjnie na tablecie ogarnąć. A jak zacznę to rozkminiać - to kosztem innych rzeczy. Część ludzi zawędrowała do fediwersum i przetrwała. Część odpuściła - nie dali rady. Ale skoro zrobili ten pierwszy krok, to jest nadzieja, że prędzej czy później powrócą.
Odnośnie techspresso.cafe i feedbacku do autorki - na stronie jest adres e-mail, więc obstawiam, że najprędzej tą drogą. No i forma komunikacji też jest ważna - co innego zwrócić uwagę na problem, a co innego przybrać ton wypominająco-czepialski. Odnośnie kategoryzacji treści - to z tym nigdy wszystkim nie dogodzisz, sama mam z tym problem na szmerze, bo czasem tekst zahacza mi lekko o 4 różne społeczności, de facto nie pasując do żadnej. I nie wiem, czy umieszczać w tych 4, czy tworzyć kolejny byt ponad miarę. A jeśli chodzi o treści typu "lorem ipsum" - to też obstawiałabym raczej brak czasu.